niedziela, 10 lutego 2019

Rachel E. Carter - „Czarny Mag. Adeptka"


Bardzo lubię książki, które pokazują, że nie tylko szczęście, ale również ciężka praca się opłaca. Jeśli mielibyśmy powierzyć życie jakiejś kosmicznej mocy, to co by to o nas mówiło? Czy ludzie by się wtedy starali, a może siedzieli z założonymi rękami? Seria Czarny Mag jest o przezwyciężaniu własnych słabości oraz wyciąganiu ręki po to, czego się chce. 

Ry zawalczyła o swoje oraz spełniło się jej marzenie. Akademia Magii stanęła przed nią otworem i szaty maga są coraz bliżej. Dostała swoją szansę, a jej nie ma zamiaru zmarnować. Frakcja bojowa to idealne miejsce da niej. Wraz z bratem musi stawić czoła kolejnym lekcjom, wyzwaniom stawianym przez nauczycieli oraz los. Na ich drodze pojawi się sporo niebezpieczeństw, które nie będą już dziecinną zabawą przygotowawczą, a walką na śmierć oraz życie. Przyjaciele wspierają, a wrogowie knować, żeby tylko im się nie powiodło. Czy Ry i Darren będą po tej samej stronie? Czy główna bohaterka tak wyobrażała sobie swoją przyszłość? Czy wszyscy przeżyją niekończące się wyzwania? Czy bohaterowie są przygotowani na wojnę, która jest coraz bliżej? 


Zazdrość to kolor, w którym żadna kobieta nie wygląda dobrze.

Dużo pytań, a odpowiedzi tak mało. Po pierwszym tomie sagi, nie wiedziałam co może przynieść drugi. Seria bardzo mi się podoba, ale mankamenty jednak trochę odrzucają od fascynującej historii. To jak ze świeczką: rzucane przez nią światło jest takie pięknie, a płomień przyciąga i daje ciepło, jednak po chwili okazuje się, że bąble na dłoni są prawdziwe, a rozczarowanie ogarnia całe ciało. Właśnie tak miałam po pierwszym tomie, a drugi... sprawił mi radość, ale również przykrość. 

W kwestii bohaterów nic się nie zmienia. Jest ona – Ry, która musi walczyć o swoje marzenia. Przeciwności są jeszcze większe niż wcześniej. Nauczyciel, który powinien ja wspierać, poniża na każdym kroku, a wrogowie są jeszcze bardziej bezczelni, niż wcześniej. Darren, po chwilowym zapomnieniu, znowu stał się oschły i odległy, Priscilla nadal jest zołzą, Ella najlepszą przyjaciółką oraz osuszaczką łez, a Alex alchemicznym adeptem starającym się znaleźć swoją drogę. Pojawia się kilka nowych osób, w tym Ian, który stanie się bliski głównej bohaterce (ooo, jak ja go polubiłam). Postacie, z czasem, stają się dojrzalsi, ale ich cechy są nadal takie same. Niestety utarte schematy osobowości ciągle się utrzymują. 


I czas na opis wydarzeń, który zmienił się znacznie od wcześniejszej części, ale ma swoje jasne i ciemne strony. Pierwszy tom skupiał się na jednym roku zmagań oraz miał wiele powielonych wydarzeń, zaś w drugim autorka poszła po bandzie. Nagle upchnęła, cztery, pozostałe lata nauki w jedną książkę. Wydarzenia lecą na łeb, na szyję, a nic nie jest szczegółowo opisane. Wydaje mi się, że twórczyni chciała przyspieszyć bieg, ale troszkę przesadziła. Nie skupiła się na żadnych szczegółach nauki, czerpania radości z każdego roku. Czytelnik przeskakuje przez kilka najważniejszych zdarzeń, które są tylko jedną setną wszystkich zmagań. Zawiodłam się, ponieważ czekałam na konkrety, opisy zmagań, poszerzenie wiedzy i tego jak adepci szkolą się na magów. Trzeba jednak przyznać, że zmiany lokacji, wydarzeń i spraw są logiczne, a mimo szybkiego tempa – składają się w całość. Wplecenie zmagań na urzędowym, wyższym szczeblu, szlacheckich potyczek jest ciekawym uzupełnieniem oraz sprawia radość bo przynajmniej w jakimś stopniu dostałam to, czego oczekiwałam. 


Dla nas nie istniało szczęśliwe zakończenie. Byliśmy niczym dwie chmury wywołujące burzę...

Przejdźmy teraz do kwestii, która sprawiła mi największy zawód – wątki miłosne. W tym momencie robię przeciągłe: aaaaaaaa, ale tego nie słyszycie. Musicie mi uwierzyć na słowo. Seria obiecywała coś nowego, a konkretnie pokazanie jak ciężka praca przynosi efekty. Adeptka stała się swoistym romansidłem, który skupia się na uczuciach Ry i Darren oraz postaci drugoplanowych. Co tu się właśnie stało? Romans miał być uzupełnieniem całości, a stał się motorem napędowym. Serio! Co chwilę jakieś sercowe rozterki oraz zmagania. Gdzie te walki, dążenie do celu, obrona kraju? Ok, zdarzają się, ale w bardzo śladowych ilościach w porównaniu do uczuciowych potyczek. Zawiodłam się na całej linii, a przez co odbiór książki jest inny, niż się spodziewałam. 


Coś we mnie pękło i modliłam się, by to nie było moje serce.

Co tak naprawdę przyciąga do czytania serii Czarny Mag? Na pewno pomysł, który jest nietuzinkowy oraz mimo kilku niedociągnięć, jest to seria, którą szybko się czyta i sprawia radość. Nie jest wybitną pozycją, która wpasuje się w kanon najlepszych, ale wart uwagi tytuł pokazujący siłę ludzkiego charakteru. Adeptka nie powala na kolana, ale jest przyjemna w odbiorze. Od pierwszego tomu można dowiedzieć się, że magię mają jednostki i muszą ciężko pracować żeby coś osiągnąć – właśnie to jest bardzo dobre przesłanie. W świecie gdzie wszyscy mówią o wyjątkowości, zapomina się o uporze oraz ciężkiej pracy. Cała historia jest ciekawym spojrzeniem na walkę o władzę, z własnymi słabościami oraz szykującą się wojnę. Gdyby przytępić miłosne uniesienia i bardziej rozwinąć szczegóły, tak jak rozwój fabuły oraz przedstawionego świata – byłaby to powieść wyjątkowa. Pomimo niedociągnięć wiem, że sięgnę po ostatni tom. Chciałabym zobaczyć jak autorka zakończy wszystkie wątki i czy skupi się najważniejszych aspektach. Fani pierwszego tomu na pewno pokochają zmagania Ry oraz reszty ekipy w Adeptce. 




Moja ocena: 7/10 

Katarzyna Gnacikowska/Sowix 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Zapiski książkoholiczki , Blogger