środa, 17 października 2018

Martyna Raduchowska - „Spektrum"

Martyna Raduchowska - „Spektrum"
Usiądź i zastanów się co daje ci przyjemność. Co wywołuje przyjemne łaskotanie w brzuchu oraz sprawia, że nie możesz doczekać się dalszego ciągu. Zamknij oczy, usiądź wygodnie. Czujesz to? Właśnie takie przeżycia miałam po przeczytaniu Łez Mai. Kiedy tylko dowiedziałam się, o nadciągającym Spektrum, niecierpliwie wypatrywałam mojego kuriera Karola. Była radość, ale też duża obawa. Kolejny tom to zawsze ryzyko. Historia może zacząć się nudzić albo pojawi się klątwa drugiej części. Jak było tym razem? 

Technologia to zło Świata. Sprawiła rozkład, rozłam i rozpoczęła waśnie. Ludzkość zanika, a na ulice wkroczyły ich idealne kopie – androidy. Dzieje się tak nie bez kozery. Nowe wersje są lepsze, szybsze, nie tak kruche jak pierwowzory. Ich inteligencja został dobrze rozwinięta, a żaden człowiek ich nie prześcignie. Rozwój sprawił, że nawet ludzie mogą się doskonalić w nienaturalny sposób – implanty są na porządku dziennym. Oczywiście stać na to tylko bogatych, biedni muszą walczyć z coraz większymi przeciwnościami losu. Jedynym ratunkiem była dla nich reinforsyna, ale nagle pada decyzja o jej wycofaniu oraz następuje Dzień Buntu. Nieoczekiwany włam do magazynów sprawia, że pigułki zalewają ulice. A wszystko to opisane jest w serii Czarne światła od Martyny Raduchowskiej. Oczami Jareda próbujemy zrozumieć co się stało. Niestety on niewiele pamięta, ale na ratunek, jak zawsze, rusza Maya, którą znamy z pierwszej części... 

Kiedy zasiadłam do Spektrum byłam pełna jak najlepszych myśli. Nareszcie mam okazję zapoznać się z kontynuacją lubianej przeze mnie powieści. W miarę czytania mój zapał powoli gasł. Słucham? Przecież to już było! Kolejny tom przedstawia atak na Beyond Industries, czyli to co się stało w Łzach Mai. Muszę przyznać, że strasznie się zniechęciłam, do tego stopnia, że odłożyłam książkę na pół dnia. Jednak ciekawość wzięła górę i podjęłam się wyzwania – może perspektywa Mai da mi nowy pogląd na historię oraz dostarczy nowych przeżyć? Niby nic nowatorskiego, ponieważ opowiedzenie historii z innej perspektywy, to zabieg dość znany, jednak w tym przypadku jest czymś niebywale przebiegłym. Dzięki autorce można zdecydowanie lepiej poznać historię z Łez Mai. Czytelnik wchodzi jeszcze głębiej w przedstawiony świat. 
Każda rewolucja prędzej czy później pożera własne dzieci, a ta ucztuje na mózgach duszonych w psychodelicznym sosie.
Nareszcie miałam możliwość lepiej poznać tajemniczą androidkę. Fakt, w pierwszym tomie jej sylwetka została przybliżona, ale jednak fabuła skupiała się na Jaredzie. Jej myśli, uczucia, czym się kierowała podczas podejmowania decyzji. Autorka pokazała „ludzką twarz” postaci, co jest dość niezwykłym zabiegiem. Przecież bohaterka jest androidem – maszyną, która ma nie czuć. Martyna Raduchowska bardzo dobrze poradziła sobie z połączeniem sztucznej inteligencji z ludzkimi odczuciami. I właśnie na poznaniu Mai głównie skupione jest Spektrum, ponieważ znamy cały przebieg fabuły. 

Nie tylko bohaterowie pierwszoplanowi są ciekawi. Również poboczni bohaterowie wnoszą ciekawe momenty do powieści. Chociażby Siobhan, która jest również replikantką i musiała walczyć o swoje. Dwoistość jej natury jest naprawdę przyciągająca. Nie może też zabraknąć miejsca dla Katie, która przez wzięcie reinforsyny zyskuje zaskakujące moce. Jak widzicie dzieje się, a to tylko dwie z całej gamy postaci. Spektrum jest nie tylko powtórką, ale również ciekawym spojrzeniem na współpracę replikantów i ludzi, którzy zostali wygnani ze znanego im środowiska. Widać jak muszą razem działać, żeby tworzyć prężnie działającą wspólnotę. Pokonują przeciwności z dnia na dzień. 

I jest jeszcze jeden, wielki plus – zakończenie. Nareszcie jest możliwość poznania czegoś nowego. Wcześniej nieopisane wydarzenia, które wprawiają w radość, ponieważ człowiek się ich nie spodziewa. Zostawiają poczucie niedosytu. Najbardziej podoba mi się, że ten tom naprawdę wprowadza dużo nowego, czego początek nie zapowiada. Kiedy pogodziłam się z powtórką z rozrywki – bam! 

Książki umierają z godnością i w ciszy, niepostrzeżenie obracają się w proch już od dnia, w którym jeszcze ciepłe i pachnące drukarską farbą trafiają na swoją pierwszą półkę.

Może być wiele plusów, ale znalazłam jednak coś przeciw. Oczekiwałam rozwiązania kilku ważnych kwestii. Niestety otwarte wątki są takie nadal. Moje wewnętrzne ja gorzko kwili, ponieważ miałam nadzieję na ciekawe rozwiązania. Kolejnym minusem jest brak zaskoczenia. Znam już tą historię i nie spotkałam się z szybszym biciem serca czy wstrzymanym oddechem, co często spotykało mnie przy Łzach Mai. Jedak muszę przyznać, że spojrzenie na temat oczami drugiego bohatera, poszerzyło moją widzę i nadrobiło braki, o których nie do końca wiedziałam. 

Co jest ciężkiego w stworzeniu tej samej historii dwa razy? Szczegóły... Wielu autorów wyłożyło się na swoim pomyśle powielania treści z prostego powodu. Cała fabuła i przekaz były takie same, lecz to szczegóły podkopywały pod twórcą dołki. Zagorzali fani tytułu znają wszystko w najdrobniejszym detalu, nie można iść an skróty, ponieważ padnie się ofiarą własnego pomysłu. Martyna Raduchowska nie popełniła tego błędu. Wszystko jest takie samo, jak w pierwszej części. Można powiedzieć, że nowe spojrzenie nadało całości dodatkowej głębi. 

Wielkie pokłony za prosty przekaz i zrozumiałe sformułowania. Mimo że powieść charakteryzuje się technologicznymi zwrotami czy medycznymi odniesieniami, to przekaz jest jasny. Nie brodziłam jak dziecko we mgle oraz mogłam zrozumieć nawet najbardziej skomplikowane zwroty. Do tego cała rzeczywistość została szczegółowo opisana – sprawnie mogłam ją sobie wyobrazić. Najlepsze jest, że struktury, które się przenikały są bardzo rozbudowane. Książka zmusza człowieka do zastanowienia się nad własną etyka działania. Czy człowiek ma prawo do stworzenia i podporządkowania sobie wszystkiego co chce? Gdzie są jakiekolwiek granice? Czy wymyślenie androidów na nasze podobieństwo jest dobrym pomysłem? A najważniejszym pytaniem, które przewijało mi się przez głowę, podczas czytaniu obu powieści: czy twórca powinien pozwolić na swobodę własnemu dziełu? 
- Izzie, zanim mnie wyłączą, pozwól mi zrozumieć. Dlaczego?
Kobieta siedzi w kucki pod ścianą i kiwa się lekko w przód i w tył, wpatrzona w podłogę, z dłońmi przyciśniętymi do czoła i palcami wbitymi w rozczochrane włosy.
- Bo nie chcę go stracić - mówi niewyraźnie, nie podnosząc głowy, nie patrząc mi w oczy.
Spektrum jest bardzo dobrym uzupełnieniem Łez Mai. Otwiera czytelnikowi oczy na skale problemu z jakim musi poradzić sobie Jared i Maya. Książka wprowadza zamieszanie w uczuciach, wystawia na próbę słuszność podejmowanych decyzji i igra z etyką, w którą się wierzy. Mimo początkowych obaw cieszę się, że Martyna Raduchowska stworzyła takie cudo, które daje wiele radości. Może i sporo rzeczy się powtarza, ale nie są przeciągnięte oraz nie zapychają akcji. Dzięki Spektrum poznałam wyjaśnienie na niektóre tematy, ale jednocześnie otworzyły mi się nowe drzwi, które nie wiem dokąd prowadzą – kolejne niewiadome bez odpowiedzi. Oczywiście czekam na kolejną część!


Moja ocena: 9/10

Katarzyna Gnacikowska/Sowix

wtorek, 9 października 2018

Krista & Becca Ritchie - "Podwójna namiętność"

Krista & Becca Ritchie - "Podwójna namiętność"



"Jeśli nie kochasz siebie, to jak możesz oczekiwać, że pokocha cię ktoś inny?"
Copyright © 2016 Zapiski książkoholiczki , Blogger