Czy słyszeliście już o pewnej książce, która z pewnością się wam spodoba? Mowa tu o "Moja irlandzka piosenka" autorstwa Anny Olszewskiej. Jako, że jest to polska autorka, przyznaje bez bicia, nie byłam pewna co mnie czeka. Jednak czas spędzony z tą książką, to najlepsze co mogło mi się przytrafić w poniedziałkowy wieczór. Pochłonęłam tę pozycję niemal w kilka godzin i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że to było coś dobrego. Czytając bardzo się wzruszyłam, szczególnie przy fragmentach o psie głównego bohatera. Niedawno i ja pożegnałam się ze swoją psią przyjaciółką i zastąpiłam nowym psiakiem. Uważam, że po takiej stracie najlepiej jest wprowadzić do swojego życia coś nowego, w tym przypadku nowego członka rodziny. "Moja irlandzka piosenka" posiada tajemniczą okładkę, a te oczy?! Nie no rzęsy piękne! Na odwrocie czeka na Was opis książki, który nie oddaje w pełni tego, co zawiera powieść.
Z pewnością połączenie bohaterów nie jest przypadkowe. W tej książce niemalże wszystkie dialogi to istny sarkazm. I szczerze, to właśnie te dialogi i podejście do siebie i życia bohaterów powieści najbardziej mnie intrygowały i bawiły podczas czytania!
"Tutaj się mylił. Mój nagły odwrót nie miał nic wspólnego z brawurą czy też chęcią odszczeknięcia się na chamskie komentarze. Po prostu nagromadzone emocje i złość na samą siebie spowodowały, że do oczu cisnęły mi się całe strumienie łez, a na okazanie mu słabości nie mogłam sobie absolutnie pozwolić. Tak łatwo mu ze mną nie pójdzie".
Mia nie przepada za życiem towarzyskim, woli spokojne dni w swoim Notting Hill. Aplikuje na stanowisko niańki gwiazd, cokolwiek to znaczy. Robienie na złość przyjaciółce zmienia całe jej życie. Nudziara wkracza do akcji!
Will to wschodząca gwiazda rocka. Z pewnością nie jest dobrym szefem. Jest marudny, wybredny i kocha sarkazm prawie tak bardzo, jak swoje koszulki z głupimi napisami. Pewnego dnia poznaje pyskatą, pełną sprzeczności dziewczynę, która zmienia jego życie na dobre.
„Wielkie, zielone oczy w oprawie wyraźnie zarysowanych brwi i długich rzęs, pełne usta i zapowiedź dołeczków, które zapewne pojawiały się w jego policzkach, gdy się uśmiechał. Na głowie miał wełnianą, czerwoną czapkę, spod której wystawały kosmyki lekko kręconych włosów w kolorze czekolady. Były na tyle długie, że część z nich sięgała mu do brody. Na biały podkoszulek, który opinał jego lekko umięśnioną klatkę piersiową, narzucił czarną koszulę. Nie zapiął jej i dzięki temu mogłam podziwiać zawieszone na szyi ozdoby – znajdowały się akurat na wysokości mojego nosa. Lekko podwinięte rękawy odsłaniały tatuaże pokrywające jego przedramiona. Długie nogo opinały wąskie, czarne jeansy wpuszczone w ciężkie buty.”
Czy to was zachęciło aby sięgnąć po właśnie tę pozycję?! Myślę, że jeśli jesteście pełni obaw czy to nie będzie stracony czas, mogę was śmiało zapewnić, że chwilę spędzone z tą książką będą miłe. "Moja irlandzka piosenka" idealnie nada się na prezent dla mamy, babci, kuzynki. Będzie bawić całe rodziny, pewnie oprócz naszych drugich połówek.
Styl autorki jest lekki, nie musimy tutaj zbytnio myśleć nad przesłaniem autorki. Jedynie chodzi tutaj o to, aby spełniać nasze marzenia. Te małe jak i te duże. Jestem zauroczona tą książką. Czekam na kolejne dzieła autorki. Mam nadzieję, że będą równie dobre jak ta pozycja. Polecam!
Moja ocena 10/10
Anna Gołuch-Bidas
Jestem zdecydowanie na tak. 😊
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na swoją kolej :) Mam jednak nadzieję, że mi również się spodoba :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com